Muszę Wam się przyznać, że herbaciarki nie były moją pierwszą przygodą z wypalarką. Dawno temu, kiedy byłam nastolatką, wypalarka była jednym z ulubionych narzędzi mojego Taty. To on nauczył mnie posługiwania się tym przyrządem. Tamta maszynka była wyrobem rodem z ZSRR. Wyglądała mniej więcej tak:
Niestety po jakimś czasie się zużyła i nie udało już nam się kupić takiej drugiej. Było to narzędzie bardzo dobrej jakości, łatwe w obsłudze. Dzięki niemu udało mi się zrobić portret ówczesnego mojego idola muzycznego.
Po wielu latach gdy odkryłam w internecie, że znowu można kupić taki przyrząd, to z ochotą taką zakupiłam. Nowoczesna wypalarka wygląda tak:
Z przykrością jednak stwierdzam, że nie dorasta swą jakością wyrobowi sprzed lat. Jest mniej wydajna (może to zależy od osiąganej przez nią temperatury) i o wiele mniej precyzyjna (pomimo mnogości końcówek).
Może kiedyś uda mi się jeszcze gdzieś kupić taki starszy, ale sprawny model wypalarki, wtedy z przyjemnością wrócę do ozdabiania przedmiotów tą metodą. Bo chyba już nikt dziś nie produkuje poprzednich modeli. A może się mylę? Wiecie coś o tym?