Jedną z potraw wigilijnych (chociaż trzeba by powiedzieć deserów wigilijnych) są na Śląsku makówki. Chociaż są też znane w Wielkopolsce i Zagłębiu. W wielu domach robi się makówki na bazie mleka. Wyczytałam gdzieś, że jedynie w biednych śląskich domach robiono makówki na bazie wody. Hymm… no to wychodzi na to, że pochodzę ze śląskiej biedoty ;), ponieważ w mojej rodzinie od zawsze robiło się je na bazie wody. Prawda jest taka, że te, które się przygotowuje na mleku mają większą tendencję do szybszego psucia się, bo jest to niestety produkt nietrwały.
Do przygotowania makówek według przepisu mojej Mamy potrzebujemy:
- 1,5 litra wody,
- 250 gramów maku,
- 5 dag rodzynek,
- 5 dag orzechów (dowolnych),
- 5 dag migdałów,
- olejek migdałowy,
- cukier,
- sól,
- 1 łyżka masła,
- trochę wiórek kokosowych,
- 2 duże pszenne bułki.
Mak mielimy dwukrotnie. Ja mielę mak w młynku do kawy. Zmielony mak zalewamy gorącą wodą, dodajemy szczyptę soli i gotujemy przez około 30 minut (aby mak stał się bardziej strawny), od czasu do czasu mieszając. W międzyczasie siekamy orzechy i migdały. Jeżeli macie migdały w skórkach to koniecznie przed posiekaniem sparzcie je wodą i obierzcie z gorzkiej skórki. Na jakieś 10 minut przed końcem gotowania dodajemy bakalie, kilka kropli olejku migdałowego, cukier (nie podaję ilości cukru, bo każdy lubi inny stopień słodkości – więc do smaku), a na koniec dodajemy łyżkę masła. Zagotowujemy i zestawiamy z ognia.
Bułki kroimy na plastry. Zamiennie za bułki można wybrać inne pieczywo, na przykład chałkę, bułkę paryską czy nawet sucharki. Ja wybieram bułki, gdyż nie przepadam za nadmierną słodkością tej potrawy. Plastry bułki układamy na dnie dużej miski i zalewamy naszą „makową zupą”, nakładamy kolejne warstwy plastrów bułki i znowu zalewamy makiem. Na górze posypujemy wiórkami kokosowymi i odkładamy do ostygnięcia. Chłodne już makówki przechowujemy w lodówce lub innym chłodnym miejscu.
Ponieważ danie to jest bardzo nietrwałe. Można je przechowywać maksymalnie 2 do 3 dni w lodówce. W moim domu makówki robi się w wigilijny ranek, by zdążyły ostygnąć i przejść aromatami do wieczora.
Przysmak ten pojawia się u nas na stole tylko w Boże Narodzenie i może właśnie dlatego jest tak wyczekiwane i smakuje wyjątkowo.